Odporność a relacje. Żyjąc w czasach pandemii częściej niż dotychczas zastanawiamy się nad zagadnieniem odporności naszego organizmu przeciwko drobnoustrojom chorobotwórczym. Część spośród nas liczy na wynalezienie leku lub szczepionki wymierzonej przeciwko osławionemu wirusowi z Wuhan, inni poszukują czynników ogólnie wzmacniających odporność. Spotykamy się też z jeszcze innego rodzaju działaniami, mającymi na celu ograniczenie transmisji wirusa pomiędzy chorymi poprzez izolację.
Która droga jest właściwa? Cóż – wszystkie wymienione drogi nie wykluczają się, podążając równolegle w zbliżonym kierunku, niemniej warto wspomnieć, że większość z nas nie ma realnego wpływu na opracowanie lekarstw ani szczepionek, więc nie powinniśmy zbytnio zaprzątać sobie tym głowy. To, na co możemy wpływać w znacznym stopniu, to budowanie naszej ogólnej odporności oraz zastosować rozsądne zasady higieny i izolacji. W tym kontekście dużo mówi się o „dystansowaniu społecznym”, o myciu i dezynfekcji rąk… Niestety wciąż znacznie mniej uwagi poświęca się zasadom zdrowia posiadającym udokumentowany pozytywny wpływ na zdrowie – w tym na naturalną odporność, a są to: regularna aktywność fizyczna, odżywianie oparte o produkty pochodzenia roślinnego, używanie wody, unikanie alkoholu i papierosów, odpoczynek, korzystanie ze słońca i świeżego powietrza oraz relacje oparte na zaufaniu. Jeśli już wspomina się wymienione zasady zdrowia, nacisk kładzie się na te dotyczące kondycji fizycznej, zależnej w głównej mierze od aktywności i sposobu odżywiania – chciałbym jednak poświęcić trochę miejsca aspektom dotyczącym relacji, których zaniedbania mogą „położyć na łopatki” wszelkie osiągnięcia dokonane w sferze pozostałych zasad zdrowia.
Relacje są trudne do opisania, gdyż mają miejsce w psychice człowieka. Nieuchwytne, a tak istotne! Kształt relacji wpływa na nasz stosunek do życia oraz bezpośrednio przekłada się na stan naszego zdrowia i zdolności do zwalczania infekcji. Do dziś wspominam, jak rozpoczynając staż podyplomowy a potem specjalizację w innej placówce w ciągu pierwszych dni pracy w obu miejscach doświadczyłem ostrej infekcji dróg oddechowych oraz… nawrotu opryszczki wargowej. Wcześniej i później nie doświadczałem opryszczki przez wiele lat. To, co czułem podczas rozpoczynania pracy w obu miejscach, to napięcie związane z wyobrażeniem sobie oczekiwań moich pracodawców wobec mnie. Miałem przeświadczenie, że moje marne początki pracy zostaną negatywnie ocenione i to mnie przerażało. Nie musiałem długo czekać na ukazanie się „ozdób” na mojej twarzy, które były zewnętrznym wyrazem mojego wewnętrznego nastawienia do pracodawcy, którego się bałem, pozwalając na rozwinięcie się nadmiernego stresu. Nie moje przeżycia jednak są tu najważniejsze, choć pozostają spójne z tym, co dowiedziono na temat znaczenia nadmiernego – w sile czy w czasie trwania – stresu. Po pierwsze nadmierny stres bezpośrednio prowadzi do osłabienia działania leukocytów odpowiedzialnych za walkę z drobnoustrojami chorobotwórczymi. Po drugie działa pośrednio przez spadek motywacji do zastosowania się do pozostałych zasad zdrowego życia. Po trzecie bezpośrednio zaburza on apetyt (u jednych powodując nadmierne spożywanie pokarmów a u innych osłabiając łaknienie), a także pogarsza strukturę snu (znów u jednych przedłużając go nadmiernie a u drugich skracając), co dodatkowo osłabia formę fizyczną i siłę do walki z chorobami.
Mamy wiele powodów do stresu. Co ciekawe pandemia COVID-19 jest obecnie jedną z głównych jego przyczyn – stres pojawia się w reakcji na lęk przed śmiercią własną lub osób bliskich, przed utratą zarobków lub ogólnie przed niepewną przyszłością. Towarzyszy on długotrwałej rozłące z bliskimi lub paradoksalnie zbyt długiemu przebywaniu z nimi w jednym miejscu! I tak oto zdaje się, że choroba staje się przyczyną potencjalnego spadku odporności na nią samą, przez doprowadzanie ludzi do przewlekłego stresu, z którym nie wszyscy sobie radzą.
Jestem przekonany, że ostatecznie każdy rodzaj nadmiernego stresu wiąże się z zaburzeniami w relacjach i z brakiem zaufania. Wiele negatywnych wydarzeń doprowadzających nas do stresu wiążemy z konkretnymi osobami albo grupami osób. Albo ktoś konkretny – szef, mąż – wyrządził nam krzywdę albo to cała grupa ludzi – rząd, niekompetentni lekarze… Czasem oskarżamy Boga o niepowodzenia a czasem samych siebie. Można zadać więc sobie pytanie – jaki mam stosunek do poszczególnych osób które mnie otaczają czy też do całych grup, do Boga, do… samego siebie? Jeśli dominuje we mnie wobec nich czy wobec siebie samego niechęć, nieufność, zawiść a nawet obojętność, będę bardziej narażony na wystąpienie i skutki nadmiernego stresu.
Łatwiej zalecić 45 minut maszerowania dziennie oraz jedzenie dużej ilości warzyw, owoców, produktów pełnoziarnistych i strączkowych, niż utrzymywanie relacji opartych na zaufaniu. Jak wzmagać tężyznę dobrych relacji i jak karmić zaufanie? Ludzie wierzący mają solidną podstawę, na której mogą budować pozytywne relacje. Wierząc Biblii, przyjmują słowa mówiące o bezwarunkowej miłości Boga do swoich stworzeń – tak wielkiej, że „posłał Syna swego jako ubłaganie za grzechy nasze” (1 J 4,8), „aby każdy, kto weń wierzy nie zginął, ale miał żywot wieczny” (j 3,16). Taka postawa Boga wobec człowieka rodzi zaufanie człowieka wobec Boga i wypiera szkodliwe poczucie samotności. Pomaga to też optymistycznie spojrzeć na przyszłość niezależnie od ciężkości doświadczanych przeżyć. Ufając Bogu można odwzajemnić miłość do Niego, co zaowocuje motywacją do wykonywania jego przykazań (1 J 5,3) – w tym tych dotyczących troski o zdrowie. To zaufanie i miłość do Boga kierują się również wobec ludzi wokoło osoby wierzącej tak, że buduje ona relacje z bliskimi i dalekimi, że niezależnie od doznanych krzywd, nie będzie żywiła niszczycielskiej chęci zemsty wynikającej z braku przebaczenia (Mt 5,44). W końcu też świadomość traktowania mojej osoby przez Boga z miłością i troską pozwoli na to, by samemu „pokochać siebie”, likwidując kolejne podłoże osłabiające zdrowie i odporność – stres tak często związany z nie osiąganiem narzuconych sobie celów, zawodem doznanym na własnej osobie. Ten ostatni aspekt jest z kolei niezbędny we właściwej realizacji ewangelicznego polecenia: miłuj bliźniego, jak siebie samego (Mt 22,39).
W aspekcie niwelujących poziom stresu relacji warto wspomnieć jeszcze o prostej zasadzie – wierności małżeńskiej, a dokładnie o posiadaniu w życiu tylko jednego partnera seksualnego, który również nie posiada innych partnerów seksualnych. Osoby w trwałych związkach odczuwają większą satysfakcję, nie muszą borykać się z konsekwencjami zdrad i utraty zaufania. Co równie istotne, to drogą transmisji seksualnej przenosi się wiele drobnoustrojów chorobotwórczych. Być może dziś w dobie antybiotykoterapii rzeżączka czy kiła nie stanowią już tak wielkiego zagrożenia jak kiedyś, ale podstępne chlamydie dają się we znaki. Wirus HPV wywołujący stany zapalne dróg rodnych i zbierający śmiertelne żniwo, przyczyniając się do powstawania raka szyjki macicy, wkrótce pewnie zniknąłby z powierzchni ziemi, gdyby każdy mężczyzna miał jedną kobietę, a każda kobieta jednego mężczyznę. Również dla innych wirusów takich, jak wywołujących zapalenie wątroby typu B i C a także dla wirusa HIV drogi rodne pozostają jednymi z głównych sposobów szerzenia się zakażeń. Czy nie warto zaufać Bogu i w tym aspekcie, stosując się do Jego zalecenia: „nie cudzołóż”? (Wj 20,14).
Bezgraniczne zaufanie do Boga pozwala z ufnością spojrzeć w przyszłość oraz zawsze obdarzać pewną dozą zaufania otaczających nas ludzi i samego siebie. Nawet jeśli zawiodę się na ludziach czy na samym sobie, ufając Bogu ze zdrowym optymizmem patrzę w przyszłość i doświadczam spokojnego snu i niewypaczonego apetytu, mogę być budowniczym zdrowego monogamicznego związku małżeńskiego i stale mieć motywację do praktykowania pozostałych prozdrowotnych zachowań. To wszystko z pewnością pomoże stawić czoła nie tylko koronawirusowi, ale i wielu innym drobnoustrojom chorobotwórczym!
Lek. med. Krzysztof Kubiak