Kiełki, mini-warzywa, które wyhodujesz w kilka dni! Minęło już sporo czasu, odkąd zaczęłam jeść nieco inaczej niż w moim rodzinnym domu. Inaczej niż moi rodzice. Jednak jestem im bardzo wdzięczna za litry świeżego soku marchewkowego i jabłkowego, które wypijałam przez całą młodość. Dziękuję im za owoce, których było pod dostatkiem; za przydomowy sad, pełny czereśni wiosną i wiśni w lecie, śliwek, jabłek i gruszek jesienią. No i jeszcze, rzadki dzisiaj agrest, który odczuwalnie bronił kolcami owoce przed zrywaniem. Do cioci Krystyny chodziłam na porzeczki, do cioci Honoraty po rabarbar, a do wujka Andrzeja na truskawki. Jeszcze do niedawna w ogrodzie rodziców stał stary, poczciwy orzech, który dawał nam każdego roku obfity zapas orzechów na zimę. Tata czerpał radość z doglądania swoich pszczół w kilku ulach, dzięki którym zawsze był na stole pyszny wielokwiatowy miód. Cała rodzina brała wówczas udział miodobraniu.
Mama, choć była zapracowana, siała co roku pietruszkę w warzywniaku, a zimną hodowała ją w donicach. Pełna łyżka zieleniny do talerza z zupą musiała być obowiązkowo, nawet w talerzu mego brata, który strasznie się przed tym bronił. Wiosną razem zbieraliśmy pokrzywy. Latem było zaprawianie ogórków, a jesienią kiszenie kapusty. Rodzice bardzo dbali, abyśmy mieli to, co w ich zrozumieniu, było zdrowe, naturalne, najlepsze. Mleko prosto od krowy, jagnięcina, cielęcina, drób… Dzięki zasadom, jakimi się kierowali, nie poznałam nigdy smaku mięsa wieprzowego, koniny, królika, zająca, boczku, bekonu, smalcu, salcesonu itp. I nie znam do dziś. Dziękuję im z całego serca za szczególną troskę o mnie. Za to, że inwestowali co najlepsze, także w moje zdrowie. (Przypominam sobie te setki ampułek Dermafilu, które mama wcierała mi w głowę, aby jej córa miała piękne włosy… ).
Tak więc rodzice nadali mi kierunek – zdrowe odżywianie! Rozkochali mnie w roślinach! W mojej kuchni królują dziś – produkty roślinne. Poza zbożami, warzywami, owocami i orzechami, fascynują mnie nasiona i rośliny strączkowe. Na pewnym etapie kulinarnego rozwoju odkryłam „bombę witaminową” jaką są kiełki. Świeże kiełki roślin strączkowych, warzyw, zbóż i nasion mają wyjątkową wartość odżywczą. Wnoszą one w nasze posiłki bogactwo witamin i soli mineralnych. Obfitują w wartościowe białka i kwasy tłuszczowe omega-3, są także bogate w błonnik. Regularne ich spożywanie przeciwdziała wielu poważnym schorzeniom, wzmacnia system odpornościowy, uzupełnia niedobory witamin i składników mineralnych, a także działa przeciwnowotworowo. To ważny składnik diety nie tylko wegetarian, ale każdego komu bliski jest zdrowy tryb życia.
W procesie kiełkowania nasion pobudzane są życiodajne enzymy. Pod ich wpływem, a też wilgoci oraz temperatury, powstają w nasionku ogromne ilości związków odżywczych, które są bardzo dobrze przyswajalne przez ludzki organizm. Są one mniej kaloryczne od samych nasion i produktów z nich wytwarzanych. Zmiany w kiełkujących ziarnach następują bardzo szybko, a zawartość witamin wzrasta wielokrotnie w ciągu kilku dni.
W sklepach ze zdrową żywnością można kupić gotowe do jedzenia kiełki. Pamiętać jednak należy, aby zawsze przed spożyciem dobrze je przepłukać na sicie. Jeżeli chce się samemu (i taniej) wyprodukować kiełki, można to zrobić w domu. Kiełki spożywa się jako dodatek do sałatek, surówek, past, koktajli czy zup. Z powodzeniem można dodawać je do ciepłych dań, farszów, naleśników. Oczywiście, dodaje się je w tym przypadku na sam koniec, tuż przed podaniem na talerz. Kiełki powinno się spożywać szczególnie zimą, gdy nie ma wielu świeżych warzyw.
Zatem, jak przygotować kiełki w domu?
Wypróbowałam kilka metod otrzymywania kiełków. Najprostszym sposobem na kiełki jest zwykły słoik, do którego wkładamy nasionka (ok. 3 łyżek) i zalewamy je letnią wodą. Moczymy nasiona przez 12-36 godzin. Po tym czasie odcedzamy, płuczemy na sicie pod bieżącą wodą i zostawiamy ponownie w słoiku na 2-7 dni, każdego dnia rano i wieczorem przelewając wodą. Należy zawsze dobrze odcedzić pozostałość wody. Kiełki muszą mieć dostęp powietrza. Ważne jest, aby słoik nie stał bezpośrednio w słonecznym miejscu, raczej w lekko zacienionym, o temperaturze 18-25 st.C – to optymalna temperatura do ich wzrostu. Przed spożyciem kiełki wystawiamy do słońca na kilka godzin, w celu wytworzenia się w nich chlorofilu. Możemy je przechowywać w lodówce parę dni, w zamkniętym słoiku. Trzeba pamiętać, że nie każde nasiona wyhodujemy w słoiku. Te drobniejsze muszą być wysiane na ligninę na talerzu, albo do kiełkownicy piętrowej (o niej piszę poniżej).
Od niedawna używam specjalnego słoika do produkcji kiełków (tzw. kiełkownicy słoikowej), który ma wygodną nakrętkę z metalowym sitowym wiekiem. Aby przepłukać nasionka, nie ma potrzeby odkręcania nakrętki. Trafił do mojej kuchni dzięki przyjaciółce Majce z Niemiec. Widzisz go na zdjęciu obok (jeśli ci się spodobał, to mam dla ciebie dobrą wiadomość – można go już zakupić w Polsce, w sprzedaży internetowej). Zastąpił mi mało estetyczny, zwykły słoik z nakrętką, w której zrobiliśmy… dziurki.
Inna metoda na zdrowe kiełki to kiełkownica piętrowa. Potocznie mówi się: kiełkownica. Jest to naczynie przeznaczone do kiełkowania nasion, które składa się z kilku plastikowych szalek (pięterek) zaopatrzonych syfonami, przez które spływa woda z wyżej położonych szalek. Najpierw trzeba naczynie ustawić we właściwy sposób, co jest dokładnie opisane w instrukcji dodawanej do każdego opakowania kiełkownicy (można ją zakupić np. w sklepach ze zdrowa żywnością i w sprzedaży wysyłkowej). Na szalki wsypuje się nasiona i wlewa wodę do szalki położonej najwyżej. Woda automatycznie przelewa się do niższych szalek – takie proste nawadnianie. Nadmiar wody gromadzi się w dolnym zbiorniku – trzeba go opróżniać po każdym nawodnieniu. Tak czynimy raz lub dwa razy dziennie, do czasu, aż kiełki osiągną pożądaną wielkość. Najlepiej spożywać je przed zbyt wielkim przerośnięciem, wówczas mają największą wartość i najlepiej smakują. W przypadku kiełkowania roślin strączkowych mówi się, że wielkość wypuszczonego kiełka, nie powinna być większa niż wielkość samego nasionka.
W sprzedaży są też ceramiczne (i sympatyczne) „jeżyki” do kiełkowania rzeżuchy i innych drobnych nasion.
Istnieją naturalnie jeszcze inne metody hodowli kiełków, ale tu podaję te, które sprawdziłam i stosuję.
Moje ulubione kiełki
Smakują mi kiełki brokuła. Podobno w kiełkach brokuła jest nawet 20-30 razy więcej związku o nazwie sulforafan, który stosowany jest w profilaktyce nowotworów, niż w samym brokule. Można wyhodować je w słoiku, ale lepiej kiełkują w kiełkownicy piętrowej.
Zajadam się skiełkowaną soczewicą zieloną, która w tej postaci obfituje w kwas foliowy o działaniu krwiotwórczym. Można wyhodować je w słoiku (a kiełkownicę przeznaczyć wtedy do drobniejszych nasionek). Zwykle wrzucam takie kiełki na podduszoną cebulkę, dodaje odrobinę wody i przyprawiam. Zjadam je z ziemniakami i surówką. Smakuje nawet dzieciom!
Kiełki z lucerny szczególnie polecam. To dobre źródłem żelaza i łatwo przyswajalnego białka. Mają wyjątkowy smak, świetnie i ładnie kiełkują. Można wyhodować je w słoiku, ale ja wolę w robić to w kiełkownicy. Dobrze jest pozwolić im wyrosnąć do wysokości 3-4 cm.
Lubię smak kiełków fasoli mungo. Smakują jak świeży groszek zielony. Im mniejsze tym smaczniejsze. Dzięki enzymom, białko w nich zawarte jest po kiełkowaniu lepiej przyswajalne. Kiełki fasoli mung obniżają poziom cholesterolu LDL oraz zawierają duże ilości antyutleniaczy, które zapobiegają chorobom serca i nowotworom. Niestety często się zdarza, że podczas hodowli nie każda fasolka wykiełkuje. Trzeba je odrzucić, bo są bardzo twarde. Można wyhodować je także w słoiku.
Zapach popularnej, zwłaszcza w okolicach Wielkanocy, rzeżuchy, mamy w domu niemal przez cały rok. Dziwią się temu strasznie koledzy moich synów… Kiełki rzeżuchy zawierają duże ilości jodu i oczywiście innych mikroelementów. Przyznam, że rzeżucha nie jest łatwa w hodowli. Wytwarza duże ilości śluzowatej substancji, dlatego najlepiej rośnie na „jeżyku”, albo w kiełkownicy. Nie nadaje się do hodowli w słoiku. Polecam mieszać ją z lucerną.
Kiełki wyhodowane z ziaren pszenicy są gotowe do jedzenia w momencie, gdy białe korzonki osiągną długość ziarna. Można hodować je w słoiku. Ale można też hodować pszenicę na trawę pszeniczną w kiełkownicy. Po osiągnięciu wysokości ok. 7 cm, znakomicie nadaje się do robienia soków w wyciskarkach do soków lub blenderach (po wcześniejszym przecedzeniu).
Wprost uwielbiam ostre kiełki rzodkiewki. Są łatwe do wyhodowania, a ponadto w wielorakiej hodowli chronią inne kiełki przed pleśnią. Warto więc dorzucać kilka nasion rzodkiewki do innych nasion w hodowli kiełków. Biały nalot (puszek) pokrywający kiełki rzodkiewki to korzonki boczne, których nie należy mylić z pleśnią. Prawdziwa bomba odżywcza! Można śmiało wyhodować je także w słoiku.
Wyjątkowe są kiełki słonecznika. Mają orzechowy smak. Potrzebują one do wzrostu zaledwie 2 do 3 dni. Możemy wyhodować je w słoiku. W sprzedaży są także pełne nasiona z czarnymi łupinami. Wówczas trzeba umieścić je w pojemniku z ziemią. W ciągu kilku dni wyrosną z nich długie, zielone pędy, które ścinamy i jemy (poza tym przypadkiem, wszystkie wyżej wymienione kiełki zjadam w całości). Uwaga! Nasiona słonecznika są dosyć podatne na gnicie. A to za sprawą przeźroczystych błonek, które pokrywają nasiona. Warto się ich pozbyć przed kiełkowaniem. Jak? Po namoczeniu, ziarna intensywnie mieszamy, po czym wybieramy przeźroczyste łupinki wypływające na powierzchnię wody. Zmieniamy wodę i czynność powtarzamy do czasu usunięcia błonek.
Kiełki soi hodowałam tylko raz. Nie udały się… zniechęciłam się do nich… Na pewno niesłusznie. Są to dosyć trudne do hodowli kiełki, ponieważ kiełkujące nasiona wytwarzają spore ilości śluzu. Dlatego bardzo ważne jest częste płukanie hodowli z soją, najlepiej 3-4 razy dziennie. Kiełków soi nie powinno się spożywać w postaci „na surowo”, lecz po lekkim podduszeniu. W czym najlepiej kiełkować – nie wiem :-), ale myślę, że można śmiało w kiełkownicy.
Podzieliłam się tu moim doświadczeniem z hodowlą kiełków, ale należy wiedzieć, że jest jeszcze wiele nasion, z których można je hodować. Przed spożyciem kiełki należy przebrać i wyrzucić te, które nie wykiełkowały lub wyglądają na chore. Przepłukać. Najlepiej spożyć od razu. Ale można też przechowywać przez kilka dni w lodówce. Muszą być wtedy dobrze osuszone.
Spróbuj i ty!
Jak widać, produkcja kiełków w domu to nic trudnego. To taka mała domowa szklarnia na parapecie. Wystarczy na początek talerz i płatek ligniny lub ten zwykły słoik, nakryty gazikiem (z apteki), do tego gumka recepturka i nasiona do kiełkowania (do kupienia w sklepach ogrodniczych, marketach, sklepach ze zdrową żywnością). No i oczywiście chęć, by spożywać naturalne witaminy, poznawać nowe smaki, a eksperymentując wzmocnić swój organizm. Myślę więc, że warto poświęcić zaledwie kilka minut dziennie, aby zapewnić sobie i rodzinie dostęp do pełnej witamin i innych składników odżywczych żywności. A na dodatek- ekologicznej żywności (jeśli kupimy niezaprawione nasiona) i to niezależnie od pory roku. Kiełkujcie więc razem ze mną!
I już zupełnie na koniec… pomyśl, za co możesz być wdzięczny swoim rodzicom. Może nie wpoili ci zasad zdrowego odżywiania, ale jestem przekonana, że dbali jak potrafili, aby dać ci to, co najlepsze. Jest więc za co im podziękować. Fajnie, gdyby mogli usłyszeć od ciebie miłe słowa. Radość z faktu, że myślisz o nich ciepło i doceniasz to co ci dali, poprawi ich zdrowie 🙂 To będzie dla nich duża dawka witaminy M, która uzupełni skład witaminowy zawarty w przygotowanej przez siebie potrawie z kiełkami, którymi ich zaskoczysz. Zatem, życzę – przyjemnego, zdrowego i smacznego!
Agata Radosh